wtorek, 21 października 2014

Trzeci Okruch Nadziei

Na początku chciałam Was BARDZO BARDZO, ale to BARDZO przeprosić, że nic nie dodawałam! :c
Czuję się okropnie, że nawet tu nie zajrzałam i Was nie uprzedziłam! Nie wiem jak Was za to przeprosić. Mam nadzieję, że na razie starczy nowy rozdział + postaram się dodawać rozdziały CO NAJMNIEJ raz w miesiącu. Nie wiem, może zorganizować jakiś konkurs? Chociaż nie jestem pewna, czy cieszyłby się powodzeniem. Dosyć moje ględzenia. Miłego czytania! ♥


- Co to jest? – zapytałam, kiedy Kuba rzucił mi na biurko jakieś papiery.
                Nie podobało mi się zbytnio to, że przerwał mi w czytaniu, zważywszy na to, że zbliżałam się do momentu, kiedy tytułowy potwór zabija główną bohaterkę. Makabryczne, trochę.
- Jesteś u mnie już dwa tygodnie, prawda? – Kuba oparł się o biurko i wpatrywał we mnie, jakby czekając na moją reakcję. Kiwnęłam głową – Znasz takie powiedzenie, że nic nie jest za darmo?
- Niech zgadnę – zmrużyłam oczy, wpatrując się w niego podejrzliwie – Ty jesteś jego autorem?
                Zaśmiał się. Wiedziałam, że on coś knuje.  Nienawidziłam tego, że mnie gnębił. W dodatku był młody i za dużo sobie pozwalał. Ktoś musi być cwaniakiem w rodzinie. Kuba ciągle wpatrywał się we mnie tryumfująco, wtedy zaczęłam rozumieć o co mu chodzi. Otworzyłam szeroko oczy. Nie mogłam uwierzyć, że posunie się do czegoś takiego.
- Żartujesz – burknęłam zła.
- Nie – odparł zadowolony – Twoje utrzymanie kosztuje, ty jesteś prawie dorosła. To normalne.
- Nie sądzisz, że „prawie” to nadal „jeszcze nie”? – warknęłam, ale Kuba zbył moją uwagę.
- Poza tym – ciągnął dalej – przez całe dwa tygodnie nie wychodziłaś z domu, nie licząc tych spacerów do parku obok.  W dodatku zbywałaś swoich nowych przyjaciół…
                Skrzywiłam się na określeni, które użył. „Przyjaciele” to za wiele powiedziane, dopiero ich poznałam.  Niestety, Kuba miał rację. Starałam się ich unikać z prostego powodu.  Tamten pamiętny wieczór z horrorami nadal przyprawiał mnie o ciarki.  Nie mogłam pozbyć się wstydu, że nakrzyczałam na Joey’a tylko dlatego, że nazwał mnie Angel. W dodatku następnego dnia obudziłam się na kanapie, wtulona w niego.  Posunęłam się za daleko, wiem to. Jeżeli dalej będę tak postępować mogę się w nim zakochać, przecież jest taki miły, dobry… Ma cudowne oczy, koloru ziemi. Jego uśmiech podnosi mnie na duchu. Przy nim potrafię się śmiać, niemal muszę się powstrzymywać…
Oh, głupia! Obudź się wreszcie!
Ja jestem potworem, one nie potrafią kochać. Na miłość trzeba zasłużyć, a ja nie byłam warta nawet najmniejszej uwagi.
                Nagle się ocknęłam, zdając sobie sprawę, że Kuba przygląda mi się z zaciekawieniem, jakby domyślał się o czym myślę. Szybko odwróciłam wzrok w kierunku okna. Wiedziałam, że jestem cała czerwona. Liczyłam na to, że on jednak tego nie zauważył.
                Widziałam, jak gałęzie drzew spokojnie się poruszają na wietrze, a kawałek dalej śmigały samochody.  Świat wydawał się taki spokojny, a we mnie wszystko wirowało.  Pochłaniała mnie ciemność, a wszystko w koło stawało się czarno białe.
- Czym mam ci niby zapłacić? – odparłam w końcu, tracąc spokój – Krwią? Organami? Dziewictwem?
- Pieniędzmi, Angel.
                Zacisnęłam dłonie w pięści. Wiedziałam, że robił mi na złość. Czy życie potrafi być jeszcze gorsze niż było?
- Pieniądze nie rosną na drzewach, inteligencie – warknęłam.
- Praca – odparł, a ja przeniosłam na niego zaskoczona wzrok – Ludzie nazywają to pracą.
- Nie możesz tego zrobić! – krzyknęłam, wbijając w niego mordercze spojrzenie.
- Jesteś już prawie dorosła, Angel – powtórzył, a ja skrzywiłam się. Czy on specjalnie mi to robił? – powinnaś umieć na siebie zarobić.
- Co ty z tego masz? – warknęłam.
- Satysfakcję? – odparł bez jakiegokolwiek namysłu.
- Myślałam, że jesteśmy rodziną! – krzyknęłam, próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji – Powinieneś mnie wspierać!
                Nagle twarz Kuby znalazła się tuż przed moją. Wyglądał groźnie, jak nie on. Czułam się, jakby fotel, na którym siedziałam, wchłaniał mnie do siebie. Nie mogłam się oderwać, nie mogłam poruszyć. Tak, jakby coś mnie przytrzymywało.
- Nie marnuj swojego życia, An – czułam się, jak w pułapce. Kiedy zdrobnił moje imię do minimum, wydawało mi się, jakbym wróciła do dzieciństwa. Kiedy wszyscy byli dla mnie mili. Nie wstydzili się mnie, nie wypierali. Nie łypali na mnie groźnym wzrokiem. Kiedy wszyscy mnie kochali… - Lepiej idź szukać pracy – uwolnił mnie od tego przerażającego spojrzenia. Zobaczyłam coś dziwnego w wyrazie jego twarzy, lecz nie mogłam tego rozgryźć. Unikał mojego spojrzenia. Udał się w stronę drzwi – Ja ci w tym nie pomogę.
                Kiedy Kuba zamknął za sobą drzwi i byłam już pewna, że nie wróci, rzuciłam się na łóżko, zakrywając twarz poduszką i wrzeszcząc w nią. Też mi rodzina. Wygląda na to, że został mi tylko wujek, który chce, bym cierpiała jeszcze bardziej. Pewnie nienawidzi mnie tak samo, jak reszta, za to co zrobiłam… Może to i lepiej? Zasługuję na karę.
                Nic nie ma sensu.
                Odłożyłam poduszkę i wpatrywałam się w sufit, jakbym mogła tam odnaleźć spokój, koniec moich cierpień. Jakim cudem moje życie tak szybko zostało spieprzone? Co zrobiłam nie tak? Czuje, jak codziennie kawałeczek mojego już niewielkiego świata, się rozpada. Moja dusza usycha. Coraz bardziej zbliżam się ku końcowi. Niedługo uwolnię się od tego bólu.
-Pieprzone pieniądze – burknęłam, ocierając oczy z łez i wstając z łóżka. Złapałam lekką kurtkę skórzaną i wyszłam cichutko z mieszkania. Nie chciałam, by Kuba poczuł satysfakcję, choć naprawdę miałam w planach pospacerować, a nie szukać jakiejś porąbanej pracy.
                Dzień był chłodny, choć był środek lata. Kiedy poczułam w płucach świeże powietrze, od razu zrobiło mi się lepiej. Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie.




                Po paru minutach siedziałam już w parku na ławce. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się z dala od Kuby. Przy nim zawsze czułam wywieraną na mnie presję.
Masz się z tym pogodzić.
Masz o tym zapomnieć.
Żyj nowym życiem.
                Żadne, kurwa, z tych poleceń nie da się wykonać. Jak mam się z tym pogodzić, skoro zrobiłam coś złego? Jak mam zapomnieć, skoro to wywierca mi dziurę w sercu?  Jak mam żyć, skoro pamiętam?
                Podsunęłam nogi do klatki piersiowej i oparłam głowę między kolanami. Wstrząsnęły mną dreszcze, jakbym zaraz miała płakać. Chłodny wiatr głaskał moją skórę. Słyszałam śpiew ptaków i krzyki dzieci z oddali. Odetchnęłam głęboko. Uniosłam głowę i wzięła do ręki gazetę, którą wcześniej kupiłam. Znalazłam dział, który mnie interesował. Mój wzrok zwinnie przejrzał tekst, lecz nic nie przykuło mojej uwagi. Nie było żadnej ciekawej pracy, jakbym się spodziewała czegoś innego. Może powinnam zostać opiekunką do dzieci? Choć wątpię bym w obecnym stanie miała z nimi dobry kontakt. Zmywak też się w sumie nada…
- Obserwowałem cię – usłyszałam męski głos nade mną. Uniosłam zaskoczona wzrok.
- Słucham? – zapytałam zdezorientowana. Liczyłam na to, że się przesłyszałam, albo coś źle zrozumiałam.
- Jesteś zmartwiona, chyba wiem jaki masz problem –usiadł obok, a ja miałam ochotę uciec. Odsunęłam się kawałek.
                Chłopak wydawał mi się znajomy, jakbym już wcześniej go spotkała, ale przecież to było niemożliwe.  Wpatrywał się we mnie wesołymi niebieskimi oczami, blond czuprynę miał ułożoną w artystycznym nieładzie. Uśmiechnął się czarująco do mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok i wlepiłam go w gazetę.
- Doprawdy ? – zapytałam, śmiejąc się kpiąco. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimkolwiek, jak każdego dnia. Ten typ wydawał mi się podejrzany. Jego uśmiech doprowadzał mnie do szału, wiedziałam, że już gdzieś go wiedziałam…
- Szukasz pracy- przełknęłam ciężko ślinę. Aż tak to było widać?
                Zamilkłam, mając nadzieję, że chłopak odpuści sobie i odejdzie, lecz tak się nie stało. Siedział ciągle obok, uśmiechając się, jakby bawiła go moja sytuacja. Czekał aż mu odpowiem, choć normalny człowiek powinien już sobie odpuścić. Westchnęłam.
- Aż tak widać?
- Nie – odparł, uśmiechając się jeszcze szerzej – Po prostu strzelałem.
                Spojrzałam się na niego zaskoczona. Nie mogłam tego zrozumieć, jakim cudem się nabrałam. Byłam wściekła na siebie. Nie wiedziałam czemu w ogóle z nim rozmawiałam. Skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej i  wpatrywałam przed siebie naburmuszona. Po chwili usłyszałam śmiech chłopaka.
- Jesteś taka urocza, gdy się obrażasz – zaczerwieniłam się. Wkurzał mnie od samego początku –Mam propozycję dla ciebie.
- Nie, dzięki – odparłam, wbijając w niego wrogie spojrzenie – Nie zamierzam zostać prostytutką.
- Nic z tych rzeczy – szybko zaprzeczył – Taka ładna dziewczyna nadaje się do czegoś innego.
                Odwróciłam wzrok, czując jak się rumienię. Nie lubiłam, gdy ludzie prawili mi komplementy. Czułam się wtedy zażenowana, zdenerwowana, zawstydzona. A on nie miał umiaru.
- Jak bardzo zależy ci na znalezieniu pracy? – zapytał nagle.
- Nie aż tak, by słuchać rad nieznajomego, który zachowuję się, jakby chciał mnie zgwałcić gdzieś w krzakach –odpowiedziałam, nagle na niego spoglądając.
- Jesteś pewna? – w jego głosie dało się usłyszeć nutkę rozbawienia – Sam tam pracuję i muszę przyznać, że płacą nieźle. Myślę, że nadawałabyś się tam. Poza tym, my już się częściowo poznaliśmy. Nie mógłbym zapomnieć dziewczyny z pięknymi manierami! Kto by widział, by za ratunek odpłacać się środkowym palcem? A zadowoliłbym się tylko kawą.
                Wbiłam w niego groźne spojrzenie, analizując jego wypowiedź. Nie mogłam pozbierać faktów do kupy. Jaki, kurwa, ratunek? Ustąpił mi miejsca w autobusie? Albo zjechał rowerem z drogi, by mnie nie rozjechać?  Nagle wszystkie puzzle ułożyły się w całą układankę.
- Chłopak od podrywu na skradzioną torbę – powiedziałam oskarżycielsko.
- Hola! – zawołał – To wcale nie był podryw! Choć dobry pomysł – dodał po chwili – Naprawdę odebrałem tą torbę rabusiowi.
                Wpatrywałam się w niego natarczywie, aż nieomal zaczęłam wierzyć w jego niewinność. Nie mogłam dać się złamać. Niestety, on miał coś, czego potrzebowałam.  Westchnęłam.
- A mogę się dowiedzieć na czym polega ta praca? – zapytałam po chwili, a on uśmiechnął się tryumfująco.
- Nie – odparł krótko. Wiedział, że  zdołał już mnie namówić. Nie odpowiadało mi to zbytnio – Mogę cię tam zaprowadzić.
                Westchnęłam ciężko.
- Tylko łapy przy sobie – warknęłam, wstając z ławki. - Jeżeli to jakaś pułapka to obiecuję, że znajdę cię wszędzie i wyrwę twoje jądra, żebyś cierpiał wieki.
                Chłopak znów się zaśmiał, doprowadzając mnie tym do szału.
- Ty to umiesz człowieka wystraszyć .
                Szłam za nim w ciszy. On nic nie mówił, co wydawało mi się dziwne.  Może coś knuje?
                Chłopak zatrzymał się nagle. Staliśmy na środku chodnika. Po mojej lewej stronie śmigały samochody, natomiast po prawej znajdował się wysoki, stary budynek mieszkalny. Coś podobnego do tego, gdzie mieszkał Kuba. Zastanowiłam się co za praca może tutaj być. Liczyłam na coś po tytułem „Nic nie rób i zarabiaj”.
                Chłopak zniknął za rogiem. Szybko udałam się za nim, nie chcąc go zgubić. Stał koło schodów prowadzących do piwnicy i opierał się o murek zadowolony. Zbliżyłam się i spojrzałam w przepaść. Schody prowadziły na dół, a na ich końcu znajdowały się ogromne czarne drzwi. Przełknęłam ciężko ślinę. Czy jestem aż tak zdesperowana, żeby rzucać się na gorącą wodę?
- Wiesz co? – zaczęłam, cofając się – Chyba jednak zrezygnuję. Wrócę do mojej pracy zatruwania wszystkim życia. To najlepiej mi wychodzi, ale dzięki za starania.
- Hola, hola – chłopak zastąpił mi drogę i lekko skierował z powrotem do schodów – Nie tchórz. Za daleko doszłaś. Obiecuję, że nie będziesz tego żałować.
- Serio? – warknęłam sarkastycznie. – Chyba już za późno.
                Jednak na końcu nie czekała na mnie zgraja zboczeńców, wręcz przeciwnie, w środku było pusto, a z głośników wydobywała się spokojna muzyka. Rozejrzałam się. Na lewo znajdował się bar z przeróżnymi rodzajami alkoholu. Wpatrywałam się zachwycona w migające światła. Lokal był przyjemnym, nowoczesnym klubem, ale nie brakowało tu tej swojskiej atmosfery. Parę osób piło piwo, rozmawiając wesoło. Czułam się tu, jak ryba w wodzie. Miałam ochotę wyjść na środek i tańczyć w rytm muzyki.
                               Halo, dziewczyno, obudź się.
                Podobało mi się tu teraz , gdy nikogo prawie nie było, ale w późniejszych godzinach zbiorą się tutaj ludzie, może nie być tak kolorowo.
- Nie będę striptizerką – warknęłam w stronę chłopaka.
- Nie, nie – zaprzeczył szybko, po czym uśmiechnął się szeroko. Złapał mnie dłonią lekko pod brodą, unosząc i zmuszając mnie bym spojrzała się na niego.  Pod jego dotykiem przeszedł mnie dreszcz – Jesteś stworzona do czegoś innego. Piękne dziewczyny powinny robić coś  godnego siebie.
                Szybko stłumiłam w sobie to uczucie ciepła na sercu.  Muszę być twarda, pusta, samotna…
Przewróciłam oczami.
- Każdą dziewczynę tak podrywasz? Mówiąc, że masz dla niej lepszą posadę niż striptizerka?
                Chłopak zaśmiał się, zabrał dłoń, po czym spojrzał się na mnie zamyślony.
- Tak. Jesteś pierwszą, na którą to nie podziałało.
                Uśmiechnęłam się uradowana, że  jestem uodporniona na takie flirty.  Nagle moją uwagę przykuł szeroki uśmiech na ustach chłopaka. Spojrzałam się na niego zaskoczona.
- Masz uroczy uśmiech. Powinnaś częściej się uśmiechać.
                Kolejna osoba mi to mówi, ale jakoś sprawiało to, że byłam bardziej przygnębiona. Odwróciłam się plecami do chłopaka i wzięłam głęboki wdech.
- Biorę tę pracę.
 

                Zaczęłam pracę już tego samego dnia. Poznałam mojego szefa, Marka, który był naprawdę miłym kolesiem. Był mniej więcej w wieku Kuby. Wyznaczył „młodego”, czyli chłopaka który załatwił mi tą posadę, by pomógł mi wszystko ogarnąć przy barze. Nadal nie poznałam jego imienia, nawet jeżeli już ze sobą pracujemy.  Nie zależy mi na tym, by wiedzieć jak ma na imię, dlatego nie zamierzam o to pytać, dopóki sam mi nie powie.
                Uczył mnie przyrządzać różne drinki, dopóki Mark nie wyjrzał z zaplecza.
- Młody, choć na chwilę pomóc mi z tymi pudłami – powiedział.
- Idę – odpowiedział tamten, po czym zwrócił się do mnie – Zaraz wrócę. Staraj się robić te drinki, które umiesz. Jeżeli poproszą cię o coś innego, poczekaj z tym na mnie – i zniknął za drzwiami.
                Tak jak mówiłam, teraz gdy w klubie pojawiło się więcej osób, nie byłam za bardzo z tego zadowolona, w dodatku musiałam ich obsługiwać.  To i tak nie było najgorsze, dopiero zbliżała się godzina szczytu, więc klub nadal wydawał się pusty. Złapałam ścierkę i wzięłam się za czyszczenie szklanek.
- No, no – usłyszałam dobrze mi znajomy głos – Angel pracuje, cóż za niespodzianka.
                Wbiłam w niego wrogie spojrzenie, zastanawiając się skąd on się tu wziął.
- Myślałam, że pracujesz – warknęłam – a nie włóczysz się po barach. Śledzisz mnie, Kuba?
- Nie bądź śmieszna – odparł z triumfującym uśmieszkiem – Nie spodziewałem się, że znajdziesz pracę akurat tu. Można powiedzieć, że ten klub jest… zaprzyjaźniony.
- Zaprzyjaźniony? – zapytałam zdziwiona.
- Znowu on! – usłyszałam za sobą głos szefa  - Przyszedłeś zrobić większe rozróby? Ostatnio rozwaliłeś wszystkie półki z alkoholami.
- Ciebie też miło widzieć, Mark – odparł z uśmiechem i obydwoje uścisnęli sobie przyjacielsko dłonie.
                Patrzyłam się to na jednego, to na drugiego, nie mogąc uwierzyć.
- Oh, nie przejmuj się nim – Mark machnął dłonią w kierunku Kuby – To mój przyjaciel, stały bywalec, zwykły gbur.
- Dzięki, Mark, ale to chyba ja powinienem cię przedstawić.
- Co?
- Mark, poznaj Angeline, moją siostrzenice.
                Szef spojrzał się na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz.
- Niemożliwe! – zawołał, a kiedy spojrzał się zaskoczony na Kubę, ten pokiwał głową – Cudownie! Co za zbieg okoliczności! – poklepał mnie rozbawiony po głowie – Wykapana Kuba z ciebie.
                Prychnęłam, nie mogąc przyjąć tej uwagi za coś dobrego.
- Zmusiłeś siostrzenice, żeby na ciebie zarabiała? – oskarżył Kubę – Nie ładnie, Jack. Choć po tobie można się wszystkiego spodziewać.
- Nie na mnie – zaprotestował Kuba – Tylko na siebie.
- O taką piękną dziewczynę trzeba dbać! – zawołał – Nie wykorzystywać.
- Zgadzam się w stu procentach - rozległ się głos za nami.
- Andy! –zawołał Kuba i przywitał się z chłopakiem.
Nie mogłam już nic zrozumieć z tej sytuacji. Wszystko mi się mieszało.
- Angel, czemu mi nie powiedziałaś, że znasz Andy’iego? – zawołał do mnie Kuba.
- Bo nie znam – burknęłam.
- Jak to? Przecież to przyjaciel Joey’a.
                Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Już nic mnie dzisiaj nie zaskoczy.  Andy podszedł do mnie i złapał za dłoń.

- Miło mi cię wreszcie poznać, Angel – uniósł moją dłoń do ust i lekko pocałował.


PROSZĘ KOMENTUJCIE! ♥

1 komentarz:

  1. Jestem tu pierwszy raz. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i mam nadzieję, że rozdziały nie będą dodawane w tak dużych odstępach czasowych:)

    OdpowiedzUsuń